czerwca 30, 2017

Coś pysznego czyli... ciasto z owocami, które zawsze się udaje :)

Coś pysznego czyli... ciasto z owocami, które zawsze się udaje :)

Czas na owoce



W tym roku nie ma wielkiego urodzaju w ogrodzie, trochę za mało tego na przetwory...
Czereśnią skutecznie zajęły się szpaki, więc dla nas zostało tylko po kilka garści tych nie opryskiwanych owoców.
Owocują równocześnie maliny, porzeczka, agrest, wiśnie... i trochę rabarbaru.
Na coś pysznego wystarczy :)

Podrzucę Wam dziś świetny przepis, który kiedyś dostałam od Ewy.
Przepis prosty w wykonaniu, niezawodny i do wykorzystania z każdymi owocami.
Nie ma osoby, która sobie nie poradzi z tym ciastem :)

Gorzej z moimi umiejętnościami przedstawiania przepisów... Od tego są fachowcy w blogosferze, Dziewczyny znam osobiście i polecam do nich zaglądać.
Mam tu na myśli Małgosię z bloga DAYLICOOKING i Beatkę z bloga KRUCHE BABECZKI

No dobrze, to zaczynam...


czerwca 27, 2017

Ludzka bezwzględność i nowy członek rodziny...

Ludzka bezwzględność i nowy członek rodziny...

Siedem kocich nieszczęść


Dziś miał być zupełnie inny wpis, ale czasem trzeba działać na gorąco.

Weźmiesz kota? Zobacz, ładny jest... 
...to powiedziała, nie pierwszy z resztą już raz, nasza Agnieszka, trzymając kłębek sierści na rękach.
Kocik dziarskim, choć wystraszonym wzrokiem patrzył na mnie i...
...i wzięłam tych siedem kocich nieszczęść.

Maleństwo zostało znalezione na środku ruchliwej trasy, gdzie prawdopodobnie zostało wyrzucone z jadącego samochodu jak śmieć, bo po co komu maleńka kotka...
Kim trzeba być, by dopuścić się takiego czynu?
Jestem oburzona, że w dobie tak zwanej cywilizacji człowiek z tą cywilizacją ma niewiele wspólnego.
Kiedy zdarzają się takie historie, zaczynam zastanawiać się, dokąd ten świat zmierza...

Kotek zdąrzył odwiedzić weterynarza gdzie został zbadany i zaszczepiony.
Wygląda mizernie... chudzinka taka rozczochrana. Na oko 3 miesiące i niech tak zostanie.
Pięknie korzysta z kuwety, jeść też potrafi kulturalnie, choć widać że nie jadał często...
Najbardziej obawiam się czy zostanie zaakceptowana przez naszą Fionę - Lucynę, która też została przygarnięta dwa lata temu, jako siedmioletni kot, już niewygodny dla właścicieli.


Chciałam czarnego kocurka...


Wzięcie do domu kolejnego kota odkładałam ze względu na obecną kotkę. Kiedyś przeżyliśmy taką sytuację, gdzie stara kotka nie zaakceptowała nowego członka rodziny i wyprowadziła się na parter... tego samego domu oczywiście.
Wszystkie moje koty były wyjątkowe, ale z największą nostalgią będę wspominać Bazyla i Lucusia

Miał być czarny kocurek na cześć jednego z poprzednich, a jest kolorowa koteczka, jeszcze bezimienna...
Dam znać jak imię sie objawi, obiecuję.


czerwca 23, 2017

Wszystko wina kota, kubek dla autorki i pierwsza recenzja fajnej książki

Wszystko wina kota, kubek dla autorki i pierwsza recenzja fajnej książki

Namaluj mi kota


Basię znam od lat, poznałyśmy się w szkole, działając razem w radzie rodziców.
Dzieci jednak kiedyś dorastają...
Ścieżki rzadziej się krzyżują...
Ponownie wpadłyśmy na siebie, kiedy okazało się, że obie pasjonujemy się rękodziełem.

Namaluj mi kota na kubku, poprosiła mnie Basia i podesłała dwie fotki.
Na jednej był rudy kot, a na drugiej okładka książki z kotem, też rudym...
Kubek miał być prezentem dla jej ulubionej autorki z okazji promocji nowej książki.
Kurczę, ale wyróżnienie, pomyślałam... wyróżnienie dla mnie oczywiście :)

I tak powstał kubek zatytułowany ,,Wariacja na temat książki"


Wszystko wina kota!


Taki tytuł nosi najnowsza książka Agnieszki Lingas - Łoniewskiej.
Po książkę sięgnęłam z dwóch powodów... po pierwsze, przecież malowałam kubek dla samej autorki (wielka rzecz) po drugie, sama jestem miłośniczką wszelkich kotów, a to już naprawdę wyjaśnia wszystko :) 

Teraz o samej książce.

Tematem książki jest oczywiście miłość, najwdzięczniejszy z tematów :)
Ale zanim ludzie zorientują się, że właśnie im się to przytrafia i że są stworzeni dla siebie, czasem muszą odrobić kilka lekcji.
Główna bohaterka książki Lidka jest pisarką. Pisze jednak pod pseudonimem jako Róża Mak.
Lidka posiada trzy oddane przyjaciółki, Anetę, Tatianę i Karolinę, gdzie ta ostatnia to jej agentka, zajmująca się wszystkimi sprawami naszej bohaterki - autorki.

W książce są też faceci, a jakże i wszyscy bardzo istotni, więc o każdym dowiemy się w kolejnych rozdziałach. 
Poznamy sąsiada Lidki - Jeremiego, skrycie nazywanego surferem, Ariela informatyka, męża Anety - Michała, Jacka - przystojnego przedsiębiorcę. Jest też Sławek, nazywany Mistralem, z którym ma syna Kasjana. Istotną postacią będzie tajemniczy Jack Sparrow... i na końcu tytułowy kot Lidki - James.

Akcja powieści toczy się we Wrocławiu. Dzięki różnym perypetiom, możemy poznać kilka zakątków tego miasta. Wybierzemy się też w inne ciekawe miejsce... o którym Wam nie powiem, doczytacie sami :)
Będziecie mieli okazję zaznajomić się z gustami muzycznymi niektórych bohaterów, może warto będzie samemu posłuchać... 

Podsumowując.

Powieść romantyczno - komediowa, gdzie autorka w niesamowity sposób ukazuje siłę przyjaźni, narodziny miłości oraz wszystkie uczucia, emocje i rozterki z jakimi zmaga się na codzień większość kobiet. 
W tej książce każda czytelniczka odnajdzie kawałek samej siebie...

Osobiście polecam na weekend, nie ma mowy o nudzie :)

Więcej o samej autorce znajdziecie TUTAJ.


czerwca 21, 2017

O przyjaźni... i porcelanowa filiżanka w prezencie

O przyjaźni... i porcelanowa filiżanka w prezencie

Ludzie, którzy znaczą więcej niż trochę...



O przyjaźni napisano już wiele i jestem pewna, że ilu ludzi, tyle definicji... 
Niektórzy twierdzą, że jeśli przyjaźń, to na zawsze, a inni, że przyjaciół można mieć wielu i każdy jest prawdziwy.
Mamy wolną wolę i tak naprawdę prawo do określania relacji w sposób subiektywny.
No bo kim jest przyjaciel?
Zazwyczaj to osoba do zadań specjalnych... cierpliwa i niecierpliwa, łagodna i ostra, stuknięta i zrównoważona... ale zawsze uważna i nie po to, by oceniać, ale po to, by zwyczajnie być..  by w chwilach trudnych wbrew wszystkiemu przytaknąć, że jeszcze będzie dobrze, a w chwilach dzikiej radości dzielić takową.

Na różnych etapach życia, na wielu jego płaszczyznach zawiązują się przeróżne relacje
Patrząc z perspektywy lat, zawsze potrzebowałam ludzi do szczęścia.
Mój Pan Mąż określał mnie mianem ,,stadna''
Do dziś ich lubię, ale już na własnych warunkach...
Stałam się bardziej wymagająca, ostrożna i mam nadzieję bardziej uważna, traktuję ich z wzajemnością, cokolwiek to może oznaczać.
Przecież to naturalne, że chcemy być akceptowani mimo naszych różnych dziwactw, rozumiani, a nie oceniani... potrzebni dla nas samych, a niekoniecznie tolerowani dla naszej przydatności na przyszłość...

Jeśli już przytrafi nam się przyjaźń, to mamy szczęście, bez niej jesteśmy przecież niepełni. 
I nie jest istotne jak długo trwa, ważne że przyszła i została :)
O przyjaźni pisałam już kiedyś tutaj...


Z potrzeby serca


Nie przypadkowo pisałam dziś o przyjaźni. 
Temat ten pojawił się wraz z urodzinową filiżanką, malowaną dla Grażynki,
Prezent z potrzeby serca od szczerej przyjaciółki, która nie mogła wręczyć go osobiście.
Tutaj zacytuję tekst znaleziony w czeluściach internetu :

,,Przyjaźń nie zna słowa granice. Przyjaźń jest bezgraniczną wymianą myśli"


czerwca 15, 2017

Metamorfoza mojego miejsca, sens rozwoju i sens tworzenia

Metamorfoza mojego miejsca, sens rozwoju i sens tworzenia

Dojrzewasz jako bloger...


Do blogowania zbierałam się długo, jak to ja... Pielęgnowałam fanpage na facoebooku, odkładając uczenie się nowego na bliżej nieokreślony czas.
Kiedy stworzyłam pierwszą wersję swojego miejsca tutaj, byłam zachwycona... przede wszystkim tym, że sobie poradziłam z uruchomieniem różnych gadżetów. No zero pokory :) 
O naiwności... Dobre to to nie było, dziś już to wiem.
Później przyszedł czas na pierwsze posty. To szło całkiem gładko, głowa pełna myśli, tematów, powodów.
Przy pomocy zaprzyjaźnionych osób urządzałam się tutaj, szukając samej siebie.
Były kryzysy, szukanie możliwości by uniknąć wymówek... doszedł brak weny... przecież lepiej pisać rzadziej ale o czymś istotnym, niż produkować post za postem, bez większej wartości.
Zdecydowałam, że nadszedł czas na metamorfozę.

Dojrzewasz jako bloger... łagodnie stwierdziła Małgosia z DAYLICOOKING
Długo o tym myślałam. Pewnie wie co mówi, sama przecież stworzyła wspaniałe miejsce w blogosferze,a przy tym jest niezastąpiona w motywowaniu.
Zerknijcie kiedyś do niej, zobaczcie co ta dziewczyna wyrabia w kuchni i jak pięknie później fotografuje te swoje pyszności.

Metamorfoza bloga stała sę faktem. Dziś diametralnie został przebudowany. Skorzystałam z szablonu Claire - Premium stworzonego przez Karolinę z bloga Pasje Karoliny
Z tego miejsca dziękuję Ci bardzo Karolina :)

Właśnie dzięki takim osobom, krok po kroku, odnajduję sens inwestowania we własny rozwój na tej płaszczyźnie.


Sens tworzenia


Jakiś czas temu moja znajoma poprosiła mnie, bym dla jej dzieci i wnuków, z okazji Dnia Dziecka namalowała po filiżance z serii tych moich sielskich, wiejskich klimatów.
Chciała zrobić swoim najukochańszym najbliższym, wyjątkowy prezent.
Zaskoczyła mnie ogromnie, że na tak ważny prezent wybrała moje malowanie...  

Wczoraj, czytając wiadomość od niej, długo czułam wzruszenie...
Cytuję: 

,,Dziękuję Pani z głębi serca, że dzięki Pani dłoniom mogłam zrobić dzieciom i wnukom taki prezent... "

Właśnie takie chwile nadają  sens temu, co tworzę sobie cichutko.


czerwca 07, 2017

O drodze, celu i ślubne filiżanki

O drodze, celu i ślubne filiżanki

Marzenia



         ,, Nikt nie jest za stary na marzenia. Tak jak marzenia nigdy się nie starzeją''


                                                                                                         Lucy Maud Montgomery 



Czy w dzisiejszych czasach można pozwolić sobie na posiadanie marzeń?
Jeśli można, to co z ich realizacją?
Oczywiście nie mam na myśli tych rodem z bajki...  chociaż po namyśle, czemu nie ;) 
Dziś jednak  piszę tu o tych realnych, całkiem zwyczajnych.
Pamiętam jak bardzo marzyło mi się dotknięcie płótna pędzlem zamoczonym w farbie.
Zawsze jak ćma do światła, z zachwytem lgnęłam wszędzie tam, gdzie mogłam zobaczyć jak coś się tworzy...
Pewnie już wtedy rodziła się we mnie pasja  (coś o pasji tutaj)
Dziś to marzenie w pewien sposób spełniam, co prawda wiele lat minęło (przecież miałam o wiele ważniejsze sprawy) ale jednak... 
Do teraz, będąc w miejscach, gdzie bywają tłumy turystów, na przykład na Krupówkach w Zakopanem lub na Promenadzie w mojej ukochanej Ustce, nie umiem przejść obojętnie obok artysty, zawsze się zatrzymuję i patrzę... wtedy rozmowa sama się toczy a ja oglądam  te niepowtarzalne dzieła.
Tak poznałam Panią Alinę.
Jeśli będziecie mieli okazję być latem nad Bałtykiem, na usteckiej Promenadzie znajdziecie cudowne prace Pani Aliny.
Malowane temperą na tkaninie bajkowe obrazy skradły kedyś moje serce, a że tęsknię już za Ustką i wszystkim co z nią związane, to opowiadam przy okazji o osobie, która jest jej letnią wizytówką :)
Z tego miejsca pozdrawiam Pani Alino.

No dobrze, miało być o tych marzeniach...
Okazuje się, że zanim dotarłam do miejsca w którym jestem teraz, po drodze wiele się wydarzyło. Przede wszystkim spotykałam ludzi, dzięki którym nauczyłam się tyle... Jedni uczyli tego co piękne i dobre, inni ostrożnści, jeszcze inni gościli przez chwilę i szli dalej...
Droga, którą idę wciąż do przodu, to nic innego jak ciągły rozwój, realizowanie zadań, podejmowanie wyzwań, satysfakcja z małych rzeczy...
Sama radość jaką niesie ta wędrówka okazuje się być ważnejsza od tego, dokąd zmierzam...
Nie na darmo ktoś kiedyś gdześ powiedział... że to droga jest celem a nie sam cel.
I czuję, że coś w tym jest.



W drogę


Jak już tak sobie dziś piszę o tych marzeniach, o drodze i celu, to jest okazja by pokazać ślubne zestawy dla nowożeńców, jakie powstały niedawno.
Oni też wyruszają w drogę... mam nadzieję, że pijąc razem kawę z takich filiżanek, będą mieli możliwość zatrzymać się i zauważyć jak magiczną chwilę mogą celebrować. 



czerwca 01, 2017

Dzień Dziecka i porcelana dla najmłodszych

Dzień Dziecka i porcelana dla najmłodszych

Nigdy nie byłam nadgorliwą matką



To będzie wpis, za który pewnie dostanę po uszach, bo oficjalnie moje dzieci nie lubią upubliczniania, chyba że sami zdecydują się na uchylenie rąbka tajemnicy.
W tym przypadku ,,rąbek'' należy do mnie, więc daję sobie prawo zrobić po mojemu.
Nigdy nie byłam nadgorliwą matką.
Ktoś po przeczytaniu tego nagłówka może pobłądzić, więc będę w skrócie prostować...
Nikt nas nie uczy wychowywania dzieci... o samej pielęgnacji możemy poczytać w książkach lub skorzystać z porad doświadczonych. Wszystko co robimy, robimy intuicyjnie, z serca, często zapomiając o głowie :) Ot, taka słabość bezwarunkowa, która często pozwala przymknąć oko. 
Nikt też nie lubi dobrych rad, rad jak powinien wychowywać te swoje cuda...
Biorąc się za ten post, miałam w głowie cały sens. Teoretycznie to było do przeskoczenia, ale jak zawrzeć całe życie w kilku zdaniach?

Dwoje. Córka i syn. Oboje diametralnie różni, choć wychowani pod jednym dachem.
Tak szybko mi umknął ten czas.
Jeszcze ,,wczoraj''  jako maluchy wierzyli we wszystko, co im mówiłam.
Dziś żartobliwie wypominają mi zakupy dla ,,takiej pani'' która nigdy nie przyszła :)
Jeszcze ,,wczoraj'' czytaliśmy razem Brzechwę, a dziś to Oni podrzucają ciekawe propozycje.
Jeszcze ,,wczoraj'' dyskutowaliśmy po nocach na wszystkie tematy...
...i na szczęście, do dziś jesteśmy w stanie dyskutować dalej :)

Czasem nie było łatwo. Czasem z bólem serca patrzyłam jak zmagają się ze swoimi sprawami, jak uczą się podejmować decyzje, brać odpowiedzialność, wyciągać wnioski...
Nie przeszkadzałam im w tym.
Nie zabraniałam wszystkiego, wręcz odwrotnie... pozwalałam.
Wszystko czego doświadczyli na własnej skórze, kształtowało ich charaktery.
To nie są idealni ludzie, bo takich nie ma.
Ale są to ludzie, na których ktoś, kiedyś będzie mógł liczyć, bo mają wspaniałe wnętrza.

Dlaczego nie byłam nadgorliwą matką?
Bo im nie prasowałam od chwili, kiedy nauczyli się obsługiwać żelazko, bo kiedy zaspali do szkoły, nie za każdym razem odwoziłam pod drzwi główne... bo mi się nie chciało robić pierogów ruskich, bo nie odrabiałam za nich pracy domowej... i nie napisałam prezentacji :)

Dziś patrząc na swoje dzieci myślę sobie... cholera, kawał dobrej roboty tutaj wykonaliśmy.
Piszę o tym z wielką miłością i wzruszeniem i mam nadzieję, że poniosą to dalej, we własne życie.


                                 Wszystkiego najlepszego w dniu Waszego święta :)



Dla najmłodszych


Dziś się rozpisałam nieco, ale to i tak wszystko w skrócie...
Gdybym zechciała opowiadać o wszystkich zajęciach sportowych mojej córki, włącznie z unihokejem, o koronie i lornetce albo o zajawkach gitarowych syna, o le parkour, karate i jak tańczył breakdance, o zlotach motocyklowych i patyczakach w domu... i w tym miejscu naprawdę kończę :)

Teraz trochę porcelanki nareszcie. Porcelanka malowana dla różnych znajomych dzieciaczków.
Dla Szymonka, Nikoli, Michaśki, Kacperka, Michałka, Julki... 
Kolejność przypadkowa :)
Ostrzegam też, że prace powstawały w różnym czasie i mogą nie być doskonałe :)


Copyright © 2014 Kocikowa Dolina , Blogger